Dzisiaj troszkę zdjęć podsumowujących weekendowy wypad.
Zdecydowanie nie był to czas przeleżany w łóżku z książką w ręce.
Wybraliśmy się rodzinnie na najwyższy szczyt Gorców, Turbacz.
O ile w dolinach wiosna już pełną parą, to w wyższych partiach gór, jeszcze spore zapasy śniegu.
Zdecydowanie przydały się czapki i rękawiczki, o ciepłych butach już nie wspominając.
Gdyby nie łąki pełne krokusów i kwitnące bazie ciężko byłoby się doszukać innych oznak wiosny.
Powiem szczerze pierwszy raz miałam okazję oglądać ich aż tak dużą ilość w jednym miejscu, zdjęcia nie oddają ich wspaniałego piękna, trzeba zobaczyć na własne oczy.
Szczyt zdobyty, obawiałam się troszkę czy te małe łapki sobie poradzą i nie trzeba będzie nieść dodatkowego balastu, ale na szczęście moje obawy się nie sprawdziły :-)
wyszliśmy bez problemu.
W niższych partiach nie ma już śladu po śniegu.
Zostało tylko błoto, wiec po dotarciu do domu nie wyglądaliśmy zbyt elegancko łącznie z moim małym białaskiem, ale to już możecie sobie wyobrazić :-)
Taki tam wybryk natury, zauważony podczas drogi powrotnej.
Nie ma to jak ognisko i ciepła kiełbasa, kiedy śnieg sięga po kostki.
Co poniektórzy nie mogli się doczekać, kiedy będzie można zacząć jeść :-)
Schronisko na Turbaczu.
Z rana mieliśmy nadzieję, zobaczyć w oddali panoramę Tatr, niestety widoczność była, ale na jakieś kilka metrów, zrobiło się zimno, z nieba leciał śnieg z deszczem, a mgła pokryła wszystko wokół nas.
Dopiero po zejściu w niższe partie wyjrzało słoneczko, ale też na krótką chwilę.
Podsumowując wypad należał do udanych, jak dla mnie mogło być tylko troszkę cieplej na szczycie i mniej chmur, które ograniczały widoczność i tym samym możliwość zrobienia zdjęć dobrej jakości.
Może następnym razem będzie lepiej:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i Twój komentarz :-)