O podkładkach z drewna pisałam już jakiś czas temu. Powstały z pozostałości orzecha, którego obcinaliśmy na jasień. Wtedy pomalowałam krawędzie czarną farbą, a wierzch zostawiłam naturalny.
Przeleżały cała zimę, aż dzisiaj zachciało mi się je pomalować. Więc tak na szybko i od ręki, bez zabawy z szablonami, dwie sztuki zyskały nowy wygląd black& white. Pokryłam je biała farbą i ozdobiłam plusikiem lub iksem, jak kto woli, w zależności od kąta patrzenia. Pozostałe podkładki zostawiłam, niech sobie jeszcze poleżą, jak znam życie i siebie samą na wiosnę zachce mi się pasteli i znowu będę mogła coś zmalować :-)
Dzisiaj przedstawiam je w towarzystwie rodzinki kaktusów i sukulentów, które namiętnie kupuję i hoduję od pewnego czasu. Jak dla mnie są to kwiaty idealne, bo nie trzeba się nim jakoś specjalnie zajmować i można od czasu do czasu zapomnieć je podlać, a one nie obrażą się za to. Tak jak to zrobił fikus benjamin, którego przeniosłam w inne miejsce, a na następny dzień w ramach protestu stracił połowę liści :-)